Festiwal na tysiąclecie Gdańska

Fragment albumu „Autoportret z muralem” autorstwa Marcina Rutkiewicza wydanego przez Insytytut Kultury Miejskiej w 2013 roku.

„W 1997 roku przypadało 1000-lecie Gdańska i na towarzyszące mu wydarzenia władze miasta przeznaczyły spory budżet. I znów Maciek Nowak zwrócił mi uwagę, że do urzędu nie została złożona żadna propozycja działań plastycznych. Wspólnie wpadliśmy na pomysł Festiwalu Malarstwa Monumentalnego. Zaproponowałem, żeby wydarzenie to rozgrywało na Zaspie. Inspiracją były widoki, które zapamiętałem z czasów słynnej mszy papieskiej w 1987 roku, gdy na tamtejszych blokach wisiały olbrzymie, robione przez mieszkańców transparenty i aplikacje z hasłami religijnymi i antykomunistycznymi albo z naiwnymi postaciami świętych. Oglądając te widoki jako student, po raz pierwszy zrozumiałem, jak ten wielki format, wszystko jedno dobry czy zły, niezwykle mocno działa. W latach 90. Zaspa była nadal potwornie szara i wprowadzenie tam koloru wydawało mi się świetnym pomysłem, to był po prostu idealny blejtram dla malarstwa wielkoskalowego. Dziś problem jest odwrotny – blokowiska są tynkowane na wiele kolorów, dochodzi pstrokata reklama i trzeba
sztukę w to wpasować tak, żeby nadal działała.

Napisaliśmy program festiwalu i dostaliśmy od urzędników akceptację pomysłu. Wtedy pojawił się kolejny problem – nie znaliśmy żadnych malarzy, którzy mogliby wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Internet nadal był sprawą przyszłości, nie było jakichkolwiek źródeł czy kontaktów. Ogłosiliśmy więc konkurs na mural przez polskie ambasady w kilku krajach, między innymi w Meksyku i USA. Całkiem słusznie wydawało nam się, że gdzie jak gdzie, ale tam jacyś muraliści muszą być. Udało się, spłynęły projekty, wszystkie jeszcze malowane ręcznie, farbami na papierze, przysłane w kopertach.

Rozstrzygnęliśmy konkurs, zaprosiliśmy twórców, pojawił się sponsor na farby, firma Beckers, i gdy już wszystko było gotowe, dowiedziałem się, że dostaniemy tylko połowę zaplanowanego budżetu. W kombinezonie zachlapanym farbami wpadłem do urzędu miasta i urządziłem karczemną awanturę. Nie wiem, jak Maciek Nowak to wyprostował, bo urzędnicy strasznie się na mnie obrazili, ale koniec końców dostaliśmy całą konieczną kwotę. Maciek poznał mnie w międzyczasie z szefową klubu Plama, Elwirą Twardowską, która zachwyciła się pomysłem i pomogła nam w załatwieniu zgody spółdzielni mieszkaniowej na Zaspie, do której należały bloki. Wszystko było już bardzo pięknie, konkurs rozstrzygnięty, budżet przyznany, artyści zaproszeni, sponsor na farby zapewniony, ściany zaklepane i nagle, na kilka dni przed rozpoczęciem festiwalu, sprzyjający nam prezes spółdzielni został zwolniony, a nowy hurtem unieważnił wszystkie jego decyzje i o żadnych muralach nie chciał słyszeć. Nie wiem, jak Elwira tego dokonała, w każdym razie na pięć minut przed rozpoczęciem festiwalu przekonała go i dał nam zgodę na malowanie. Od tego czasu współpraca z prezesem Henrykiem Gajcym
układa się wzorowo, przekonał się do malowania murali i do dziś bardzo nam sprzyja.”

» Prace, które powstały podczas festiwalu 1997 roku.